czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 2



-Nie ! -Krzyknęłam kurczowo ściskając materiał czarnej koszulki chłopaka, nie mając nawet bladego pojęcia w jaki sposób znalazłam się tak blisko niego w przeciągu dosłownie sekundy.Blondyn powolnym ruchem przekręcił głowę w prawo tym samym kierując na mnie swoje spojrzenie. Przez chwile można było wychwycić w jego oczach małą iskierkę zaskoczenia co potwierdzało moje wcześniejsze przypuszczenia, że najwyraźniej nie zostałam przedtem przez niego zauważona ale po chwili jego twarz wróciła do pierwotnego kamiennego wyrazu. -Odejdź.- Powiedział oschle. -Najpierw zejdź.-Odpowiedziałam stanowczo pozostając w tej samej pozycji. -Odejdź.- Powtórzył ochrypłym głosem z nieco ostrzejszym i wyrazistszym tonem.-Odejdę kiedy zejdziesz i będę pewna że nic sobie nie zrobisz.-Oznajmiłam a on spiął się na moje ostatnie słowa marszcząc przy tym brwi, następnie odwrócił się we wcześniejszą stronę. Głośno wypuścił powietrze i niespodziewanie chwycił mnie za nadgarstek ręki trzymającej za jego koszulkę by ścisnąć ją tak mocno że dosłownie zatrzymał w niej cały dopływ krwi.- Puszczaj i odejdź w tej chwili!-Wściekle wysyczał przez zęby, lecz zamiast wypełnić jego rozkaz jeszcze bardziej zacieśniłam swój uścisk podobnie jak i on.-Nie, chce abyś zszedł na dół.-Nieugięcie pozostawałam dalej przy swoim.-Tak? A ja chce abyś mnie puściła i łaskawie ode mnie odjebała!-Krzyknął wiercąc się i uparcie próbując odciągnąć moją wciąż trzymającą go rękę. Jak tak dalej pójdzie to on zaraz tam wpadnie.. no tak przecież właśnie mu o to chodzi. Pomyślałam i jakimś cudem zebrałam w sobie na tyle siły że zdołałam go pociągnąć w tył powodując też tym samym jego upadek w tył i niefortunne uderzenie głową o stare szyny.
 Przez chwile leżał całkowicie bez żadnych oznak życia. O nie. A  jak ratując go przed utonięciem właśnie nieumyślnie go zabiłam? I co ja teraz robię?!  W geście kompletniej paniki chwyciłam pasma moich długich ciemno-brązowych włosów ciągnąc je ku dołowi, klękłam przy dalej nie ruszającym się chłopaku. Zamkną mnie? Pójdę siedzieć? Nie chce spędzić reszty życia za kratkami. W moim przypadku wyrok 2 lat jest jak dożywocie. A może.. wrzucę go tam..?  Spojrzałam w stronę błękitnej niewzburzonej wody. I tak miał zamiar "popływać". Boże nie o czym ja w ogóle myślę przecież tak nie można.. Pisnęłam zakrywając twarz dłońmi przez kompletną bezradność. -Mmh..-Wyjęczał chłopak. Tak ! Dobra, jest okej, żyje uff.. całe szczęście. Jednak po mimo odgłosu, jaki wydał dalej był nieprzytomny.Z jednej strony można powiedzieć że cieszył mnie ten fakt, przynajmniej nie sprawiał żadnych problemów. Gdybym znowu miała się z nim siłować zapewne to on by wygrał. Ale.. no właśnie jest jedno ale całkiem duże "ale". Co mam z nim zrobić? Jakby nie było znajdowaliśmy się w kamieniołomach czyli na istnym zadupiu, nie miałam przy sobie nawet zwyczajnej badziewnej komórki, na którą przyznam że nie było mnie stać jak praktycznie na wszystko.
 Kolejny raz tego dnia rozproszył mnie szelest i zgrzyt spowodowany czyjąś obecnością. Szybkim ruchem przeskanowałam teren aby znaleźć źródło dźwięku. Moim oczom ukazało się dwóch zapewne wracających z wycieczki rowerzystów, skręcających na boczną ścieżkę. Wtedy zdałam sobie sprawę że byli oni moją ostatnią szansą. Wstałam więc na równe nogi i szeroko rozpościerając ramiona poczęłam do nich machać krzycząc z prośba o pomoc. Na moje a właściwe jego szczęście -spojrzałam na chłopaka- zawrócili kierując się w naszą stronę.

***

Imię i nazwisko. -Rozbrzmiał gruby głos policjanta . Po zadzwonieniu na odpowiednie służby i gdy karetka zabrała niedoszłego samobójcę musiałam zdać relacje ze zdarzenia miejskim gliną. -Rose. Rose Wilde panie komendancie.-Odpowiedziałam a on zapisał tę i pozostałe moje dane w raporcie. Musiałam podać także nr. telefonu z czym miałam mały problem ponieważ jak wspominałam wcześniej nie miałam własnego telefonu. Ostatecznie podałam ten domowy, którego czasem w nagłych wypadkach zdarza nam się użyć.  Policjant zadawał kolejne pytania a ja w duchu wywracałam oczami. Chciałam już wracać i zapomnieć o wszystkim z dzisiejszego dnia. Wciąż znajdowaliśmy się na terenie kamieniołomów więc czekała mnie długa droga powrotna.

****

Zbliżałam się już do klatki schodowej. Wtedy przypomniałam sobie o moim psie. Miałam go wyprowadzić koło godziny dwudziestej ale przez moją małą "przygodę" dotarłam tu nieco później. Kiedy znalazłam się pod starymi drzwiami z ciemnego drewna, chwyciłam za metalową klamkę. Ledwie weszłam a do moich nozdrzy dostał się znienawidzony prze ze mnie od dziecka zapach wódki oraz dławiącego dymu tytoniowego. Mimowolnie zaczęłam się krztusić gdy dym całkowicie obiegł mój układ oddechowy.-Sasuke!-Krzyknęłam wołając rudego Akitę* - Sasuke!-Ponowiłam moje wołanie sprawdzając pomieszczenia, które okazały się być puste. -Sasuke! -Możesz się kurwa przymknąć?! Łeb mi napierdala od tego twojego darcia się! -Zabełkotał ojciec z salonu. Tak.. jak zwykle był zalany w trzy dupy. -Zamknij się i lepiej powiedz gdzie jest Sasuke! -Zwykle nie bywałam taka wybuchowa, starałam się pozostawać oazą spokoju często wychodziłam właściwe, dom był dla mnie miejscem tylko i wyłącznie do nocowania co jest jego zasługą. Nienawidziłam go  tak naprawdę szczerze nie nienawidziłam był zwykłym zimnym skurwielem  i zawsze przy nim mój wewnętrzny spokój pękał niczym bańka mydlana. Odkąd wrócił z więzienia właśnie przez niego obydwie z mamą żyjemy w biedzie a ja powoli umieram. Jestem także w stu procentach pewna że zniknięcie psa jest również jego sprawką. -Zadałam pytanie ale powtórzę je jeszcze raz. Gdzie jest do cholery jasnej mój pies?! Jeśli zaraz nie odpowiesz albo  mu cokolwiek zrobiłeś.. Obiecuje że rozbije ci to- wskazałam prawie pustą szklaną butelkę alkoholu- na głowie.-Wycedziłam ze złością przez zęby. -Nie tym tonem gówniaro! Twój głupi kundel piszczał więc otworzyłem drzwi.-Powiedział ledwie zrozumiale przykładając do ust tym razem puszkę piwa.-Miałam  wykrzyczeć jak dawno ten bezmózgi jełop wypuścił go ale wiedziałam że nie ma to żadnego sensu, zapewne i tak nie otrzymałabym odpowiedzi. Nie tracąc ani chwili dłużej wybiegłam z mieszkania. Stary nigdy nie lubił zwierząt, zwłaszcza Sasuke, którego dostałam od mojej zmarłej przed dwóch lat babci. Doskonale pamiętam jej słowa "Bo kiedy mnie zabraknie on będzie przy tobie czuwał dopóki tej pałeczki nie przejmie ktoś inny kogo twe serce przyjmie do środka stawiając na pierwszym miejscu" Kilka tygodni później odeszła a moje życie zmieniło się bardziej niż mogłam przypuszczać. Do tej pory nie znalazłam tego kogoś o kim mówiła babcia i sądzę że przestało być to ważne.

Moje poszukiwania trwały już od godziny, sprawdziłam praktycznie wszystkie miejsca jakie przeszły mi przez myśl oprócz ostatniego. Wchodziłam właśnie przez bramę parku mając nadzieje że w końcu znajdę rudą zgubę. Szłam żwirowatą ścieżką mijając co parę metrów kolejne ławki aż napotkałam coś dużego puchatego pod jedną z nich.-Sasuke ?- Zawołałam a zwierzę wyczołgało się spod ławki i wesoło merdając ogonem do mnie podbiegł. Tu jesteś piesku.-Spojrzał na mnie sowimi brązowymi oczkami oprawionymi ciemną otoczką.-Jak dobrze że nic ci nie jest.-Utuliłam futrzaka a on polizał mój policzek.- Jesteś moim jedynym przyjacielem, nie wiem co bym zrobiła gdybym straciła i ciebie..





Akita*- Japońska rasa psa (gif powyżej)

___________________________________________________________

Heya kochani :D 
I jak wam się podobał rozdział 2? :)
Pewnie się spodziewaliście że go uratuje.
Tak wiem to było do przewidzenia ale uwierzcie fabuła jest tak ułożona że będzie jeszcze pełno rzeczy, które was zaskoczą :P 

Pytania? :
Twitter:Claudia_Mofo

czwartek, 7 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 1


Muzyka nastrojowa (włącz :))


Było koło godziny dziewiętnastej kiedy mijałam kolejne drzewa idąc kamienną ścieżką w górę potoku. Ptaki w akompaniamencie z szumem płynącej wody a także delikatnego szelestu liści tworzyły idealną muzykę dla moich uszu oraz pożegnalną nutę dla tego pięknego słonecznego dnia.W powietrzu zapachy wszelakich drzew iglastych,szyszek jak i świeżego torfu mieszały się w charakterystycznej dla lesistych terenów kompozycji.

Wokół panował spokój i harmonia, żadnych ludzi tylko ja i otaczająca mnie natura, co w żadnym wypadku mi nie przeszkadzało ponieważ spokój był czymś czego w ostatnim czasie naprawdę potrzebowałam.Co chwilę zatrzymywałam się by wytrząsnąć drobne kamyki wkłuwające się pod moje stopy. Tak mogłam ubrać tenisówki zamiast tych sandałów ale idąc tą drogą zazwyczaj nie mogę się oprzeć pokusie zamoczenia stóp w orzeźwiającym strumyku wody.
Po kilku minutach gęstość zalesienia zaczęła maleć w rezultacie ukazując wielkie wapienne skały, oznaczało to że powoli zbliżam się do wyznaczonego sobie celu.
Kiedy w końcu znalazłam się w zamierzonym punkcie, który był starym betonowo-drewnianym mostem usiadłam na równie przestarzałych pokrytych rudą rdzą metalowych torach, a właściwie tego co z nich pozostało. Sypiąca się już konstrukcja była używana wcześniej przez pociągi w latach 60-siątch i 80-siątych, czyli  lat  masowego wydobywania i wywozu węgla.
Większość osób pewnie  zadałoby pytanie "Czy bezpieczne jest przesiadywać  na budowli zagrażającej zawaleniem?" odpowiedź brzmi "Oczywiście że nie." Ale szczerze ? Mało mnie to interesowało bo kochałam to miejsce, uwielbiałam każdy jego detal dosłownie od maleńkiego ździebełka trawy do sposobu w jaki całokształt dawał mi aurę ukojenia. Właśnie ukojenia, które nawet w najgorszych życiowych momentach zamieniały mnie w oazę spokoju i ochłody niczym góra lodowa na środku prażącej się w słońcu pustyni. Wiec równie dobrze jeśli ten most miałby się zamienić w kupę gruzu ja bez jakiegokolwiek  poczucia strachu mogłabym oddać się w jego ślady wpadając w prost na dno odbijającego błękit nieba oczka wodnego.
    Kiedyś bałam się śmierci  do czasu kiedy dowiedziałam się że prawdopodobnie nie zostało mi wiele na tym jednak nie zbyt łaskawym a czasem też okrutnym dla mnie świecie. Od tego momentu śmierć była dla mnie czymś naturalnym, czymś czego zaczęłam nawet pragnąć? Tak właśnie tak pragnęłam jej, wolałam jak najszybciej mieć to za sobą bo skoro nie ma dla mnie szansy chciałam móc dokonać sama przynajmniej takiej decyzji jaką jest wcześniejsza śmierć z własnego wyboru lub powolne wykańczanie się aż stracę wszystkie siły życiowe i odejdę.
Długo rozważałam opcje samobójstwa a gdy nastał dzień, w którym postanowiłam odebrać sobie życie właśnie tu w krainie kamieniołomu stojąc na granicy gdzie życie i śmierć dzieli jedynie cienka granica nie potrafiłam podjąć się skoku, godząc się tym samym na drugi wariant.
Dlaczego wtedy tego nie zrobiłam? Szczerze mówiąc nie wiem może to zasługa resztek wiary wszczepionych we mnie w czasach dzieciństwa i przykazanie o tym że nie można robić tego typu rzeczy "na własną rękę" albo nadzieja że może komuś jeszcze zależy na mnie?
Jasne. Zaśmiałam się w duchu na ostatnie słowa mojego monologu.
Niby komuś miałoby na mnie zależeć? Oh głupia dziewczynko  oczywiste było że nikomu no chyba że mojemu psu ale i dla Sasuke miska żarcia zdawała się być czasem ważniejsza ode mnie. Mniejsza z tym, jak na razie nie planuje znowu żadnych takich wyskoków a czas pokaże co stanie się później.
   Wypuściłam stłumione wcześniej powietrze w płucach i kładąc ręce za głowę próbowałam jak najwygodniej ułożyć się na podłożu lekko opierając o szyny. Uniosłam głowę trochę bardziej ku górze by całkowicie spoglądać na delikatnie błękitne z akcentem pomarańczy ze względu na porę dnia  niebo. Tego dnia byłoby ono całkowicie czyste gdyby nie jedna jedyna mała samotna chmurka  przechodząca nade mną."Mała i samotna, zupełnie jak ty" Pomyślałam z niewiadomych przyczyn uśmiechając się do siebie pod nosem. Znów poczęłam rozmyślać nad pięknem tego miejsca. Aż ciężko w to uwierzyć że zaledwie kilka kilometrów stąd znajduje się w pełnej okazałości może i nie aż tak wielkie ale jednak żyjące swoim tempem miasto. Kamieniołomy są jedną z wizytówek Lastberry a prezydent miasta w  przyszłości chce wybudować tutaj park aby stały się większą atrakcją i sprowadziły do nas turystów.
Mam nadzieję że szybko to nie nastanie a przynajmniej nie dopóki będę żyć i być w stanie tu przychodzić.
   Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie zgrzyt wywołany przez czyjeś kroki. Zaraz kroki? przecież oprócz mnie no i naprawdę rzadko zdarzających się przejezdnych rowerzystów naprawdę NIKT tutaj nie przychodzi a przynajmniej nigdy nikogo nie widziałam a ostatnio potrafię przesiadywać tu dosłownie godzinami. Odwróciłam się więc w stronę źródła dźwięku aby w zaskoczeniu ujrzeć szczupłą sylwetkę wysokiego chłopaka zmierzającego w moją stronę.
Przyznam że na początku trochę spanikowałam bo może i nie zależało mi szczególnie na życiu
ale też nie chciałam zostać podźgana nożem czy zgwałcona. Jednak moje serce znów zaczęło równomiernie bić  spokojniejszym rytmem kiedy ów chłopak zatrzymał się i oparł o porastającą mchem betonową ścianę mostu patrząc na widok malujący się przed nim. Stał około 10 metrów dalej ode mnie i zdawał się w ogóle nie zauważać mojej obecności. Skoro najwyraźniej mogłam już być spokojna o swoje bezpieczeństwo postanowiłam przyjrzeć mu się dokładnej a przynajmniej na tyle ile pozwalała mi dana odległość. Był  młody wyglądał na coś pomiędzy 18-20 lat pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego blond czupryna idelaniw wystylizowana za pomocą żelu do włosów, mieniąca się niczym złote kłosy zborza. Nadawało to chłopakowi uroku. Jego wzrok choć skierowany głęboko w dal, wydawał się być kompletnie pusty. Twarz ogółem nie ukazywała jakichkolwiek emocji, widniała na niej jedynie obojętność. Lecz to jak światło zachodzącego słońca ją oświetlało sprawiało że był całkiem.. Dobra lepiej nie kończ i przestań patrzeć na jego twarz bo się jeszcze zakochasz! Więc umm.., ubrany był raczej prosto; zwykły czarny T-shirt z krótkim rękawem i widniejącym na nim logiem nirwany, dopasowane-powiedziałabym wręcz jak druga skóra rurki w tym samym kolorze co koszulka a na stopach również czarne jak reszta stroju vansy.
Przyszedł w takich drogich butach do lasu? Ja muszę szanować zwyczajnie tenisówki bo wiem że jeśli coś się z nimi stanie będę później chodzić w brudnych i dziurawych a o takich drogich firmowych butach to już całkiem mogę sobie tylko pomarzyć a on łazi w nich po lesie pełnym błota i innych rzeczy niekorzystnych dla butów. Widocznie ma na tyle kasy że może sobie pozwolić na następną parę jak tylko po przyjściu te będzie musiał wyrzucić do kosza.
Kiedy tak skupiałam się na jego butach zauważyłam że jego stopy zaczęły odrywać się od ziemi po czym powoli unosić ku górze aby pomóc sobie wejść na ścianę mostu.
CZEKAJ CO ? O matko on chce skoczyć! I to przy mnie ! Pojebało go?!  Nie proszę nie, nie teraz... Dlaczego musisz skakać akurat w tym momencie jak ja tu jestem ? Koleś nie mogłeś przyjść 20 minut później kiedy byłabym już pewnie w drodze do domu?! Teraz poziom mojej paniki gwałtownie wzrósł, może i jest tu wysoko ale jak on wskoczy do tej wody to się utopi na mur beton. Nie mam pojęcia jak dokładnie ale wiem że cholernie głębokie jest to oczko. Pamiętam jak w szkole opowiadano nam o koparkach które tu zatonęły. I co ja mam teraz zrobić ?! Nie mogę mu przecież pozwolić skoczyć! Aż mi słabo się robi na samą myśl widoku topiącego się człowieka. Uhh.. to chyba jeden z najbardziej przerażających i niedorzecznych dni w moim i tak beznadziejnym życiu.
Czy może być jeszcze gorzej ?





_____________________________________________________________

Hej witam was kochani i jak podoba wam się rozdział 1 ? Wiem że nie znacie jeszcze nawet imienia główniej bohaterki ale chodzi mi ogólnie o samą zapowiedź więc proszę o komentarze oraz ewentualne uwagi w nich :)

Prolog

Patrzę teraz w przestrzeń i mogę dokonać wyboru. Widok malujący się przede mną przyprawia mnie o dreszcze a sama wizja upadku dodatkowo przeraża a jednocześnie wyzwala uczucie dawno zapomnianego  spokoju. "Czy naprawdę byłabym wstanie podjąć się skoku?" Przecież tak niewiele trzeba.. Wystarczy tylko jeden ruch... Jeden jedyny ruch, który w tej właśnie chwili wyznacza cienką  granicę jaką są dwa sprzeczne stany jakimi są życie i śmierć.